I właśnie wtedy zabrał się przecież do rzeczy. Wówczas zagrała
między nimi emocjonalna chemia. Milla drżała wtedy z pożądania, ale nie posunęli się dalej. Aż do chwili, gdy poczuli ciepłe promienie słońca, gdy ogarnęło ich cudowne uczucie ulgi, dzikiej radości życia, gdy Diaz spojrzał na nią i powiedział... - To było naprawdę specyficzne wyznanie miłości - zachichotała. - Zaoferowanie własnego lewego jaja. - Nie, to nie było wyznanie miłości, tylko zwykła deklaracja zamiaru. To jest wyznanie miłości. Przekrzywił głowę lekko na bok, w ten ukochany przez Millę sposób. Jak na człowieka, który miał poważne problemy w porozumiewaniu się ze światem, szło mu całkiem nieźle. Zapadła cisza. Oboje jeszcze wsłuchiwali się w słowa, które padły przed chwilą. Milla wiedziała, że Diaz oczekuje teraz czegoś od niej. Prostych słów: „wybaczam ci" i „ja też cię kocham". Tymczasem, choć mogła już teraz z pewnością dać mu te pierwsze, to wcale nie była pewna drugich. Ból i złość ciągle w niej tkwiły, choć już nie tak dojmująco. Było ją teraz stać tylko na odłożenie przeszłości na bok i propozycję: zacznijmy od nowa. Można było się spierać o definicję słowa „przebaczenie". Może polegało właśnie na gotowości do pójścia naprzód. Ale tu chodziło o Diaza, a nie jakiegoś an43 450 tam przeciętnego robola. A nawet nie o przeciętnego inteligenta. Pewnie, mogła pójść przed siebie z Diazem. Pytanie brzmiało: dokąd razem dojdą? Nie wyobrażała sobie przyszłości spędzonej z nim. Ale nie mogła też wyobrazić sobie przyszłości bez niego. - Mogłabyś to powiedzieć - mruknął, wciąż patrząc na ocean. Nie spojrzał na nią od chwili, gdy w tak oryginalny sposób wyznał jej miłość. - Że cię kocham? Tak - westchnęła, popijając łyk kawy. Wyszło to jakoś sztucznie, Milla skrzywiła się i odstawiła kubek. - Tak, kocham cię. - Wystarczająco, by wyjść za mnie i urodzić mi dzieci? Milli zabrakło oddechu, a świat zakołysał się wokół. Horyzont ustabilizował się po dobrej chwili. - Co...? - spytała drżącym z emocji głosem. - Mówię o małżeństwie. Wyjdziesz za mnie? - Ale... Jak to wszystko mogłoby nam się udać? - Ja cię kocham. Ty mnie kochasz. Małżeństwo jest naturalnym następstwem. Milla trzęsącą się dłonią przeczesała włosy, zdenerwowana ponad wszelką miarę, kompletnie wytrącona z równowagi tymi nagłymi oświadczynami. Były niespodziewane, urocze, słodkie i niebezpiecznie pociągające - ale ogrom problemów, który stanąłby przed nimi po ewentualnym ślubie, był wręcz niemożliwy do ogarnięcia. Jakaś część Milli była śmiertelnie przerażona. On przecież an43 451 mówił nie tylko o ślubie, ale także o dzieciach. Jak ona w ogóle zdołałaby...? - Małżeństwo nie byłoby mądrym ruchem - powiedziała.