Uśmiechnął się leniwie i znów nasunął kapelusz na oczy.
– Kogo ty chcesz oszukać, Lucy? Nigdy nie potrzebowałaś niczyjej pomocy. Plato pojawił się dopiero następnego ranka o świcie, gdy łąki jeszcze pokryte były rosą. Sebastian, który zdążył już nakarmić konie i psy, leżał sobie wygodnie na hamaku, gdy przed domem zatrzymał się samochód i Plato z wysiłkiem wskoczył na ganek. Już prawie dwa lata minęły, odkąd został ranny w nogę, i wiedział, że będzie kulał do końca życia. – Odesłałeś Lucy z niczym? – Tak samo jak ty – mruknął Sebastian. – Nie przyjechała tu po to, żeby mnie prosić o pomoc, tylko ciebie. – Przecież ona mnie nie cierpi. Plato uśmiechnął się szeroko. – Jasne, że tak. Jesteś szurniętym nieudacznikiem i palantem. Sebastian wcale się nie obraził. Plato zawsze mówił głośno to, co wszyscy myśleli. – Jej syn dostał krwotoku z nosa na moim ganku. Jak mam chronić dwunastolatka, któremu z nosa leci krew? A jej córka ciągle porównywała mnie do Clinta Eastwooda. – Do Eastwooda? Eee tam. On jest od ciebie starszy i przystojniejszy – zaśmiał się Plato. – Lucy i jej dzieci mają szczęście, że wyrzekłeś się przemocy. – Wszyscy mamy szczęście. Zapadło milczenie. Sebastian poczuł ból w krzyżu. Ostatnią noc przespał w hamaku, co nie było najlepszym pomysłem. – Nie powiedziałeś jej tego, prawda? – zapytał wreszcie Plato. – Czego jej nie powiedziałem? – Że wyrzekłeś się przemocy. – To nie jej sprawa. Zresztą twoja też nie. Jeśli nawet Plato poczuł się urażony, nie pokazał tego po sobie. – Darren Mowery kręci się wokół jej teścia. Dobrze wiesz, co to znaczy. – Zamknij się, Rabedeneira. Kraczesz mi do ucha jak wrona. Plato podszedł o krok bliżej. – Tu chodzi o Lucy. Sebastian zsunął się z hamaka. Właśnie o tym rozmyślał przez całą noc. Chodziło o Lucy Blacker, Lucy z wielkimi brązowymi oczami i promiennym uśmiechem. O wdowę po Colinie. – Może iść na policję – mruknął. – Nie z tym, co ma do tej pory. Sprawa od razu trafiłaby do Jacka Swifta, a ten przysłałby jej ekipę glin z Waszyngtonu. Natychmiast rzuciłaby się na nią prasa. – Pluto urwał i jęknął. – Nie wysłuchałeś całej historii, tak? – Plato, daję słowo, szkoda, że nadal nie ratujesz ludzi, skacząc z helikopterów. Gdyby tak było, mógłbym sprzedać firmę i spokojnie odejść na emeryturę. – Jezu, ty nawet jej nie wysłuchałeś! Nie mogę w to uwierzyć. Redwing, naprawdę jesteś osłem. Sebastian zszedł po schodkach. Cały był zesztywniały i miał ochotę na kawę. Musiał przestać myśleć o Lucy. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. – Byłem pewien, że opowiedziała wszystko tobie, więc po co