musiała wyjść, to po prostu nagraj wiadomość ze wszystkimi informacjami na sekretarkę, dobrze?
- Spróbuję - odparła Lydia, ponownie wkładając rondelek z mięsem do lodówki, z której wyciągnęła dużą gomółkę sera. Potem umyła ręce. - Ale twój ojciec w to nie uwierzy - powiedziała przy wtórze cieknącej wody. - Przecież wróciłaś tutaj, żeby znaleźć swoją córkę, prawda? - Tak. - Mówiłaś bardzo... especifico. - Jednoznacznie - podsunęła Shelby. - Si. Jednoznacznie. - Lydia zakręciła kurek i wytarła ręce w ściereczkę. - Nie sądzę, żeby uwierzył, że interesuje cię teraz nowa para butów albo bransoletka. Shelby wyciągnęła z koszyczka następne winne grono i włożyła je do ust. - To naprawdę nie ma znaczenia, Lydio. Niech sobie myśli, co chce. - Już miała iść, ale doszła do wniosku, że teraz jest dobra pora, żeby pogadać z Lydia o rozmowie, którą podsłuchała na klatce schodowej. - Wczoraj podsłuchałam, jak rozmawiasz z sędzią. - Si, si. - Lydia akurat wyciągała z kredensu tarkę do sera. - Hm, konkretnie to rozmawiałaś z nim o mnie i jakichś rodzinnych sekretach. Byłam na schodach, a ty stałaś na 93 korytarzu, w pobliżu foyer. Lydia na moment zamarła, ale zaraz odzyskała panowanie nad sobą i zaczęła odpakowywać ser. - Si - mruknęła, wyraźnie zdenerwowana. - O czym rozmawialiście? O jakich sekretach? Lydia uniosła ramię i zaczęła tarkować ser. - Jest ich wiele. - Na przykład jakie? - Nie pytaj, nińa, bo nie mogę powiedzieć. - Podniosła głowę, a jej oczy wyrażały smutek, którego Shelby nie mogła zrozumieć. - O takich rzeczach możecie rozmawiać tylko ty i twój ojciec. - Ale nie o takich rzeczach, które dotyczą mnie. - Już ci mówiłam: zapytaj jego. - Gosposia odwróciła wzrok. - Lydio. - Już dość powiedziałam. Porozmawiaj z sędzią. - Spojrzała na kuchenny zegar. - Niedługo tu będzie. - Ale on nie... - Shelby przestała przekonywać, widząc zdeterminowaną minę Lydii. Nic nie mogło zachwiać lojalności Lydii w stosunku do sędziego, chociaż Shelby nie rozumiała dlaczego. Owszem, gosposia miała dużą pensję i podejmowała wiele decyzji, ale chyba nie było warto zadawać się z oszustem pokroju Reda Cole’a. Stary sędzia Cole Okropną starą duszę miał Wredny byt z niego wał... Jeszcze jako dziecko Shelby domyślała się prawdy o swoim ojcu - że był kłamcą i wielkim manipulantem - ale nie chciała w nią uwierzyć. Teraz wyglądało na to, że jego sztuczki i wpływy sięgały o wiele dalej, niż podejrzewała. - Posłuchaj, Lydio, mam pewne prawa - nalegała, wskazując kciukiem na siebie. - Jeśli wiesz coś o miejscu pobytu mojej córki... W tym momencie zadzwonił telefon i Lydia podniosła słuchawkę. - Halo? - powiedziała, wycierając rękę w fartuch. - Halo? - Zmarszczyła czoło i ściągnęła wargi. - Kto mówi? Halo? - Odłożyła słuchawkę. - Dios mio! - Co się stało? - To już drugi raz. Nikt nie odpowiada. - Może to pomyłka - zasugerowała Shelby. - No, to przecież ten ktoś powinien coś powiedzieć. Idiota! Shelby nie odpuszczała. - Posłuchaj, Lydio... Ale gosposia wyglądała przez okno i stukała kłykciami palców w patelnię. - Ależ leniuch z tego Pabla. Co ta moja siostra w nim widzi, pojęcia nie mam. On jest moim cuńado, si, ale pracować nie umie. - Gestykulowała zamaszyście w stronę mężczyzny, który właśnie wyrównywał trawnik i ledwo podniósł głowę. - Pablo Ramirez jest twoim szwagrem? - powtórzyła Shelby. Wcześniej o tym nie wiedziała. - Si, si, no wiesz. To mąż Carli. - Lydia cmoknęła w geście obrzydzenia. - Cud prawdziwy, że sędzia jeszcze nie 94