- Musisz przyjść do Howardów, żeby się przekonać.
Robert popatrzył na niego badawczo. - Dobrze, Kilcairn. Spróbuję zdobyć zaproszenie. Ale lepiej, żebym się nie rozczarował. Lucien posłał mu wymuszony uśmiech. - Bez obawy. - Jak poranny spacer, panno Gallant? - Bardzo miły. Dziękuję, Wimbole. Ponad ramieniem kamerdynera zerknęła ukradkiem w głąb holu i starannie ukryła rozczarowanie. Hrabia nie wrócił jeszcze do domu, gdy kładła się spać, ale miała nadzieję zobaczyć go rano. Oczywiście wcale za nim nie tęskniła, za jego arogancją, niestosownymi uwagami ani znaczącymi spojrzeniami szarych oczu. Po prostu musiała z nim porozmawiać na temat edukacji Rose. Tylko dlatego chciała się z nim spotkać. - Dziękuję za towarzystwo, Marie - powiedziała. Pokojówka dygnęła. - Nie ma za co, to była dla mnie przyjemność. Jego lordowska mość polecił Sally i mi, żebyśmy chodziły z panią na spacery. - To bardzo uprzejme z jego strony, ale z pewnością masz inne pilne obowiązki. - Nie, kiedy pani życzy sobie wyjść na przechadzkę. Z opowieści Rose wynikało, że lord Kilcairn tak się nie troszczył o poprzednie guwernantki. Zerknęła na Wimbole'a. - Czy hrabia już wstał? - Tak, panno Gallant. Wyjechał tuż po pani wyjściu do parku. Nie spodziewam się go przed wieczorem. A niech to! - Rozumiem. Dziękuję. - Zostawił dla pani wiadomość, panno Gallant. Wziął ze stolika srebrną tacę z listem. Z trudem się powstrzymała, żeby go nie porwać. - Dziękuję, Wimbole. Idąc po schodach, otworzyła liścik i przebiegła go wzrokiem: „Umówiłem wizytę u madame Charbonne. Proszę ją uprzedzić, że pierwsze stroje mają być gotowe na czwartek. Oczekuję, że pani również będzie stosownie ubrana. Kilcairn”. - Hm, z tych słów aż bije ciepło, nie uważasz, Szekspirze? Terier zaszczekał. Zaśmiała się i pospieszyła do pokoju, żeby się przebrać. Gdy zeszła do holu, panie Delacroix już na nią czekały. Na jej widok na twarzy Wimbole'a odmalowała się ulga. - Nie będę tego tolerować! - piekliła się Fiona. - Panno Gallant, karoca już czeka - oznajmił kamerdyner. - Słyszała pani? Mamy jechać zakrytym powozem w taki piękny dzień. To okrutne! - Lord Kilcairn z pewnością miał swoje powody, pani Delacroix - powiedziała Alexandra uspokajającym tonem i ruszyła do drzwi. - Jest tyranem. Cała rodzina ze strony jego ojca to tyrani. Dzięki Bogu, że większość z nich nie żyje! - Mamo, chcę nową suknię - odezwała się Rose płaczliwym głosem. - Proszę, jedźmy już, zanim kuzyn Lucien wróci i zmieni zdanie. - Właśnie - poparła ją guwernantka. Z lekkim westchnieniem usadowiła się w imponującym pojeździe. Pani Delacroix zajęła miejsce naprzeciwko, nie przestając narzekać, że czuje się jak więzień, który już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Alexandra uścisnęła dłoń Rose, która usiadła obok niej. - Znasz madame Charbonne? - spytała dziewczyna. Oczy błyszczały jej z podniecenia. - Słyszałam o niej. Podobno jest najlepszą krawcową w całej Anglii. Nie wiem, jak lord Kilcairn zdołał nas z nią umówić. - Bo jest tyranem - wtrąciła pani Delacroix, wyglądając przez szczelinę w zasłonach. - Och, jakie piękne koronki! A ja nie mogę obejrzeć ich z bliska.