wolny czas, słuchając wyłącznie Bacha i Mozarta.
- Słucham klasycznej muzyki, ale nie wyłącznie. Folku i country również. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Czy to możliwe? - Posługujesz się swoimi wyobrażeniami na mój temat - miękko rzekł Tanner. - Wyobrażeniami, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Może powinnaś przestać. W gruncie rzeczy nic o mnie nie wiesz. - Poza tym, że chcesz się ożenić z moją przyjaciółką i wywieźć ją ze Stanów. - Co do tej sprawy... - zaczął Tanner. Shey nie chciała teraz tego słuchać. Uciszyła go ruchem ręki i skoncentrowała się na muzyce. Przyjemnie było poddać się magii chwili, zamknąć oczy, wystawić twarz na tchnienie ciepłego wiatru, wsłuchać się w dźwięki muzyki i szum wody. Shey zrzuciła sandały i wyciągnęła się na kocu. Było bosko. Szkoda, że zespół tak szybko ogłosił przerwę. Wokół rozlegał się teraz gwar rozmów. - Wspaniale - wymamrotał Tanner. - Jest po prostu doskonale. - Doskonale? Z moich doświadczeń wynika, że może być dobrze, nawet bardzo dobrze, ale doskonale? Popatrzył na nią dziwnie, po czym odezwał się wolno: - Nie zgodzę się z tobą. Czasami naprawdę może być doskonale. Sam nieraz tego doświadczyłem. - Na przykład? Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i popatrzył tak, że zrobiło się jej gorąco. - Przestań! - prychnęła. - Co mam przestać? - zapytał z miną niewiniątka. Ten jego uśmiech, wyraz twarzy... Aż się prosi, by zaraz go pocałować. - Przestań tak na mnie patrzeć! - Tak? Znaczy jak? Określ to dokładniej. - Boże, czemu nie zadzwonisz po swoich kumpli i... Nie dokończyła, bo tuż obok rozległo się wesołe powitanie. Shey popatrzyła w tę stronę i jęknęła. - Jakieś problemy? - zapytał Tanner. - Nie, ale trzymaj się. - Shey, tak właśnie myślałyśmy, że to ty! - zgodnym chórem powiedziały dwie starsze panie, podchodząc do koca. Shey uśmiechnęła się z przymusem, choć najchętniej od razu dałaby drapaka. - Nie przedstawisz nas swojemu znajomemu? - zapytała Mabel, a towarzysząca jej Pearly Gates poparła ją gorąco. Obie pracowały w salonie piękności mieszczącym się naprzeciwko kawiarni „Monarch" i obie były doskonałe zorientowane we wszystkim, co działo się w mieście i w okolicy. Szczególnie Pearly nie przepuściła żadnej informacji dotyczącej lokalnej społeczności, a mimo to cieszyła się powszechną sympatią, bo zawsze chętnie służyła wiedzą i mądrą radą. - Oczywiście - rzekła Shey. - Mabel i Pearly, to jest Tanner Ericson. - Och, tak? - zdumiała się Pearly. - To książę naszej Parker?